Droga do kościoła ze schodu na zachód po południowej stronie
ściana lasu skutecznie broniąca drogę przed promieniami zimowego słońca. Lód na
tej drodze przy lesie utrzymuje się do późnej jesieni jeśli warunki pogodowe
sprzyjają. Na normalnych drogach suchutko a tam ślisko i niebezpiecznie.
Wracając z kościoła który postanowiłem odwiedzić po uśrednieniu ośmiu latach zacząłem
się obawiać o to abym nie upadł na dupę albo nie połamał nóg. Los jest jednak przebiegły i zachwiałem się
na nierówności. Taak złamałem nogę, kiedyś skacząc na spadochronie. Dokładniej
wylądowałem pięknie, Tylko akurat nogą w kretowisko i podmuch wiatru po
wylądowaniu pociągnął mnie w taki sposób, że kość pękła wzdłuż. Wtedy o złamanej
nodze napełniony adrenaliną dokuśtykałem do samochodu. Dziś złamanie mnie
ominęło. Dostałem drugą szansę i postanawiam ją wykorzystać, chodząc do
kościoła drogą równoległą oddaloną o trzydzieści metrów. To przekłada się na czterdzieści
metrów droższą drogę, w moim przypadku, ale i bezpieczniejszą. Może czasem
warto zrezygnować z przyzwyczajeń dla lepszego zdrowia ciała i ducha? Poświęcić
tę odrobinę czasu na dłuższą drogę. Nadchodzą święta i życzę wam chwili na to
zastanowienie się nad wyborem
drogowskazu życia. Poza tym zdrowia, szczęścia w miłości i motywacji do
działania. Zastój cofa nas każdego dnia. Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz