Masz rację, świat wcale nie jest najlepszym miejscem dla
taki inteligentnych osobowości jak Ty.
Myślisz, że przeżycie każdego dnia łączy się z bólem i cierpieniem. Tak
a co byś chciała, codziennie innego koloru zachodzącego słońca, deszczu pachnącego
za każdym razem inaczej, i gwiazd na niebie we wszystkich kolorach? Szukasz
czegoś daleko, czegoś co jest tuż przed nosem. Rozpaczasz nad swoim, marnym
życiem. Innu mają gorzej mówią. I co z tego skoro obchodzi Cię tylko Twoje ja
na dziś. Mało masz bólu, którego tak na siłę szukasz, więc zadajesz go sobie
więcej. Powiem Tobie coś o swoim życiu. Może nie jest za długie, co prawda
niebawem ćwierćwiecze mi stuknie ale przeczytaj historię. Mając lat czternaście
zakochałem się w dziewczynie. Jako mały grubas robiłem wszystko aby się z nią
zaprzyjaźnić. Pomagałem jej w pracach i patrzyłem jak mijał czas. Zmieniłem
się, dla niej zgubiłem zbędne kilogramy i zacząłem myśleć nad tym co mówiłem.
Trzeba dodać, że byłem bardzo małomówny, lecz gdy coś powiedziałem odebrane
było to przez moich znajomych za głupotę. Tłumaczyłem to sobie tym, że może nie
rozumieją tego bo nie potrafię wszystkiego wytłumaczyć. Dziś rozumiem, że jak
na swoje bardzo młode lata myślałem bardzo dorośle. W wieku lat szesnastu
przychodzi czas gdy to hormony zaczynają grać pierwsze skrzypce. Z obrzydzeniem
patrzyłem jak moi koledzy zaczynają swoje końskie zaloty do dziewcząt. I
jedynym sensownym argumentem dla którego dziewczyny były z nimi było chyba
poczucie spokoju od wiecznego szalonego adorowania. Te młode związki szybko się
rozpadały i zaczynały się od nowa. W tym wieku, zgubiłem zbędne kilogramy bo zacząłem
biegać, zmieniłem styl ubierania, bo taki się podobał tej dziewczynie. Z
wymuszonym uśmiechem na twarzy wysłuchiwałem każdej opowieści zawodu miłosnego, których
było pełno. W tym czasie pojawił się jeden bliski jej sercu dla którego byłą
gotowa zrobić wszystko. Kręcili ze sobą dość długo a ja w tym czasie zdałem
sobie sprawę, że to co do niej czułem było zauroczeniem które przeistoczyło się
w prawdziwą przyjaźń. Mogliśmy sobie mówić wszystko. Pewnego dnia spotkałem się
z nią a ona miała zabandażowaną lewą rękę. Zapytałem co się stało, nie otrzymałem
prawdziwej odpowiedzi. Skąd wiedziałem, przecież byłem jej przyjacielem.
Kolejnego dnia nie ustąpiłem aż nie otrzymałem wyjaśnienia we łzach. Próbowałem
temu zaradzić nie znając się na życiu. Może i rozmowa tamtych lat była na
poziomie, jednak patrząc z perspektywy lat nieskuteczna. To ustało na jakiś
czas, znów się pogodzili byli razem. Znienawidziłem gościa, bo jeśli ona sobie
coś robi to tylko jego wina. Sytuacja z bliznami na ręku powtórzyła się, a ja
nie mogłem nic zrobić. Lojalność wobec przyjaciółki. Wtedy zdałem sobie sprawę,
że czasem trzeba kopnąć w dupę bo od tego są przyjaciele. Zagroziłem, że jeśli
z tym nie skończy to nie będę z nią rozmawiać. Na mnie podziałały jej groźby
sprzed kilku lat na początku naszej znajomości, że jeśli nie będę więcej się
udzielał w rozmowie to skończy ze mną znajomość, bo przecież ona sama ciągle
mówić nie będzie. Skończyłem rozmowę i rozstaliśmy się, wracając do domu dotarło do mnie, że zrobiłem najgorszą rzecz w moim życiu. Nie widzieliśmy się
dobre dwa tygodnie, ona znów byłą z nim a mnie ogarniała chęć mordu. No może
nie tak dosłownie. Kolejne ich rozstanie było tragiczne. Nie rozumiałem
miłości, motoru źle ukierunkowanego niszczącego nas samych. Od tamtej pory
wiem, że jeśli miałbym znaleźć się w podobnej sytuacji to skrzywdziłbym każda
osobę ale nie siebie. Przyszedł i taki czas, pora wczesnowiosenna a moje życie
legło w gruzach. Moja pierwsza miłość i ja odskocznia od jej wcześniejszego
życia. Co zrobić w takiej sytuacji, kogo skrzywdzić? Niewinnego gościa który
był z nią wcześniej i postanowił jej wybaczyć, czy siebie nieproszonego gościa.
Odpowiedź była oczywista. Jako człowiek nauki i tchórz bojący się śmierci wymyśliłem
genialne urządzenie, zbudowałem je i włączyłem. Chyba podświadomie, źle
skręciłem kable od transformatora wysokiego napięcia bo wywaliło korki. I wtedy
zdałem sobie sprawę, że to bez sensu poświęcać się dla kogoś kto nami na drugi
dzień pogardza. Że nie powinno się szukać powodów, bo takowych nie ma w świecie
myśli. Że nie powinno się szukać miłości, ale to dotarło do mnie niedawno... o
tym może innym razem.
"Znienawidziłem gościa, bo jeśli ona sobie coś robi to tylko jego wina."
OdpowiedzUsuńTo nieprawda. Każda osoba, która się tnie robi to tylko i wyłącznie w własnej przyczyny. To ona wmawia sobie to czego tak naprawdę nie ma. Normalna osoba zniosłaby cierpienie psychiczne, a nie sięgała po okaleczanie. To nie jest droga. Ból zawsze łagodzi duszę i serce, ale na dłuższą metę to nie jest rozwiązanie.
Wstęp...nie wiem czy odnosi się on do mojego postu, czy też nie. Jeżeli odpowiedź jest twierdząca chciałam powiedzieć, że źle zinterpretowałeś treść. Gif odnosił się do tekstu, a ten opowiada o moim starym życiu i początkach nowego, lepszego, w którym dopiero co stawiam kroki. Jeśli odpowiedź jest przecząca, wykasuj z pamięci to co przeczytałeś od drugiego akapitu.
Pozdrawiam :)
Odpowiedź jest tylko i wyłącznie do samego gif'a, który jak napisałem poruszył mnie. Nie wszyscy muszą przecież wiedzieć do czego odwołuje się mój nowo wymyślony gniot, stąd forma dość bezpośrednia. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń