
Podobno to co się nam śni jest odzwierciedleniem naszych
największych marzeń lub też obaw. Czasem postępujemy wbrew swej woli w
śnie wiedząc, że czynimy źle. Dziś miałem dość wyjątkowy poranny sen,
który pojawił się po przebudzeniu. Akcja w snach zazwyczaj zaczyna się
nie wiadomo skąd i nie wiadomo dlaczego. Stałem w akademiku na jednym z
pięter, wszedłem do jednego z pokoi i zastałem koleżankę, którą w
odczuciu jakie miało zaistnieć w śnie kochałem. Usiedliśmy sobie na
łóżku, ona bliżej stolika bo miała zacząć jeść śniadanie. Usiadła w taki
sposób, że mogłem wygodnie położyć głowę na jej kolanach. Zamknąłem
oczy i słuchałem tego co do mnie mówi. Po krótkiej chwili zdałem sobie
sprawę, że nic do mnie nie dociera z tego co mówi a ja marnuję tutaj
tylko czas. Otworzyłem oczy i tępo patrzyłem się w drzwi. Wszedł jakiś
starszy facet, łysiejący, niskiej postury dość masywny i pyta o kolegę z
pokoju obok. Dostał odpowiedź, że go nie ma bo kilka dni temu zniknął.
Za tym facetem wyłonił się drugi wyższy z jakimś dziwnym afro na głowie i
mówi, że w pokojach obok też nie ma naszego kolegi. Wyszli oboje
trzaskając drzwiami, odwróciłem głowę spoglądając na właścicielkę nóg na
których spoczywała moja głowa i zobaczyłem przerażenie. Powiedziała mi
szeptem, że oni go znajdą i zabiją bo szukają czegoś co bardzo możliwe
sąsiad z pokoju obok sobie przywłaszczył a to czego szukają ma dużą
wartość. Chwilę później znalazł się w łączniku pokojów trzeci goryl tego
niskiego knypka który wydawał się być szefem. Góra mięśni weszła do
naszego pokoju i pięścią otworzyła drzwiczki szafy niszcząc ją w
drzazgi. Wyrzucił wszystko z półek na podłogę i szukał czegoś nerwowo a
ja nadal leżałem na kolanach przyglądając się przedstawieniu. Poczułem
strach bliskiej mi osoby gdy nagle mięśniak wyciągnął pistolet i zaczął
grozić, że pozabija nas jeśli nie powiemy gdzie jest złodziejaszek.
Pomachał bronią i wpadł na genialny pomysł wyjścia z pokoju do pokoju
obok. Było słychać strzał, czy kogoś zabił? Tego nie wiem bo nie
widziałem, ale jak w śnie wiedziałem, że to nie mogło być coś miłego tym
bardziej, że po chwili dało się słyszeć krzyki i rozpacz koleżanek z
pokoi po drugiej stronie łącznika. W tej samej chwili do naszego pokoju
wszedł uzbrojony w pistolet wysoki z twarzy kalafiarowaty przestępca.
Zaczął nerwowo przeszukiwać wzrokiem podłogę na której teraz spoczywała
zawartość szafki zniszczonej przez jego wspólnika. Z pokoi obok czyli
jakieś pięć metrów dalej, za ściana było słychać groźby. Facet w naszym
pokoju odwrócił się w stronę drzwi. Pomyślałem to nasza jedyna szansa.
Zerwałem się z łóżka łapiąc naostrzony ołówek i jednym susem nieudolnie
próbowałem złapać lewą ręką dłoń z pistoletem a prawą wbijałem ołówek
pod żebro modląc się by nie trafić w kość. Udało się, wbić i złamać go
tak aby był niemożliwy do wyjęcia. Gościu darł się wniebogłosy i w
szamotaninie strzelił. Wyszarpałem mu pistolet i przycelowałem w niego. W
tej chwili wbiegł ich szef, mierząc do mnie. Spojrzał na wysokiego
kulącego się z bólu na podłodze i oddał strzał prosto w jego głowę.
Negocjacje z takim psycholem chyba nie wchodziły w rachubę, ale zawsze
warto spróbować. Zapytałem, czy przypadkiem nie poszukuje kogoś na
zastępstwo wykorzystując do maksa umiejętności aktorskie. Przecież, w
Polsce i tak pójdę siedzieć za obronę więc co mi pozostało. Powiedział
dobra ale zabij ją wskazując na osobę której przed chwilą leżałem na
kolanach. Odpowiedziałem, że ją kocham i raczej tego nie zrobię jeśli
rozumie co mam na myśli i strzeliłem w poduszkę obok niej. Podskoczyła i
powiedziała coś w stylu, że wszyscy jesteśmy tacy sami. Szef wydawał
się zainteresowany przebiegiem akcji i kazał mi iść do pokoju obok
dokończyć dzieło. Ja wychodziłem z pokoju a mięśniak do niego wchodził.
Złapał dziewczynę i trzymał ją w uścisku, tak na wszelki wypadek.
Poszedłem za niskim przywódcą i kazał oddać mi strzał do jednej z
dziewcząt. Uśmiechnąłem się bo sam opuścił broń, w jednej chwili oddałem
strzał, zabolał mnie nadgarstek. A więc to tak jest gdy nieprawidłowo
chwyci się broń. Został tylko jeden przestępca, trzymający przerażoną
kobietę. Stał na końcu łącznika zasłaniając się nią celując we mnie. Co
chwila zmieniał położenie broni to w nią to na mnie. Wycelowałem w jego
głowę i powiedziałem. Czy wiesz, że jeśli strzelę w twoje lewe oko to
prawdopodobieństwo, że zaciśniesz dłoń na pistolecie spada drastycznie.
Stała w jego uścisku i patrzyła na mnie jak na obcego faceta.
Powiedziałem jej, zaufaj mi. Zamknęła oczy przełykając i wstrzymując
oddech. W tej chwili widziałem jak cyngiel jego pistoletu się podnosi,
wypaliłem. Ona przeżyła i wybiegła na korytarz. Zostałem sam w
towarzystwie czterech ciał i ścian ozdobionych świeżą posoką. Ze złości
rzuciłem pistolet o ścianę, nie wypalił chociaż przeszła mnie taka myśl.
Za późno to wszystko rozegrałem i przez to zginęła studentka. Pytanie
czego szukali te zbiry. W tym momencie usłyszałem głos nieznanego mi
języka prowadzący do pokoju kolegi który dobre kilka dni temu dał dyla.
Zobaczyłem ciemno filetowe smugi niby dymu zasysane do lampy wiszącej
pod sufitem. Zdjąłem klosz i zobaczyłem w nim mała kwadratową kostkę z
dziwnego połyskującego metalu. Gdy ją dotknąłem poczułem ostatnie myśli
obu których zabiłem. Mięśniaka "i tak już nie żyję" i Szefa "i tak cię
zabiję". Usprawiedliwiony z dziwnym przedmiotem w dłoni obudziłem się ze
snu.