Ile razy macie
tak, że coś powiecie i chcielibyście to cofnąć. Ja dziś tak miałem przed
chwilą. Całe szczęście, że mowa teraz o tekście pisanym. Ulepiłem
całkiem spory kawałek gniota, może i podobnego do tego i po przeczytaniu
go doszedłem do wniosku, że lepiej aby nie wyszedł na światło dzienne.
Sam po zaledwie kilku minutach nie dowierzałem w to co sam napisałem.
Pozwoliłem porwać się chwili i wylać z siebie to co mnie boli w sposób
bardzo bezpośredni dotykający inne osoby. Chciałem za wszelką cenę
zwrócić uwagę na problem z którym boryka się wiele osób. Chciałem
pozwolić sobie zauważyć, że zbyt duża ilość znajomych w wirtualnym
środowisku przytłacza każdego z nas. Dla przykładu zmienię wszystkie
postaci na swoją i opisze jak to widzę. Wstaję rano odpalam kompa po
sprawdzeniu poczty, gadżetomanii i forum roku wchodzę na fejsa. I tu
bombardowanie informacjami. " Zjadłam śniadanie z moim misiem"; "Z
Rybcią w górach" pod zdjęciami kumpla jakby tych gór nie było widać na
fotografiach. Kolejna informacja "wygrałam kino domowe, paczajcie"
Przewijam dalej a tam: "Muszka jest w związki z Pająkiem" No to się
dobrali myślę sobie. Wzruszające do łez kawałeczek dalej życzenia
urodzinowe pary która jest ze sobą od trzech lat. O jak ja zazdroszczę, i
ironizuję pod nosem i za chwilę się zastanawiam, że ta ironia jest
niepotrzebna. Każdemu się układa tylko nie mi. No pewnie przesadzam,
czytam dalej. "Rozwalę mu ryj" i wtedy zastanawiam się jakim cudem taka
osoba jest u mnie w znajomych. Linijek kilka niżej "Ukradli mi torebkę"
No nic przynajmniej ktoś ma gorzej myślę z nieszczerym uśmieszkiem,
który znika za chwilę. Bo przecież nie jestem typem cieszącym się z
czyjegoś nieszczęścia, wyrób teraz te wszystkie dokumenty, nie dziękuję.
Znów fotografie, tym razem z okolić wybuchających wulkanów. Co ja robię
w domu? A no tak, oszczędzam na lepsze jutro i odkładam naukę na dzień
następny myśląc o lepszym jutrze. Jaki ja ponury jestem i biedny jestem i
nikt mnie nie kocha. Dlaczego do cholery nie widzę powiadomień o tym
jak ktoś kogoś zostawia, chociaż statusy się zmieniają co pewien czas na
"w nowym związku" a jak już widzę to z dziwną nutką szczęścia ktoś to
publikuje. Związek to chyba nie jest śmierdząca para skarpet którą można
wyrzucić do śmietnika ciesząc się jak z rzutu za trzy punkty. Wszyscy
koloryzują, jedni upiększają swoje życie niestworzonymi historiami,
które pewnie nigdy nie miały miejsca albo mają znów więcej szczęścia niż
ja. Wszystko przyrównuję do siebie. Tak to właśnie działa. Wybiórczo
dostrzegamy to czego nie mamy a byśmy chcieli mieć, selekcjonujemy w
bardzo szybki sposób informacje pocieszające, widząc w nich lepiącą
słodycz, której mamy dość od samego patrzenia. I co robimy, zazdrościmy.
Sami w domu, a proszę bardzo tylko jak zaczynamy obwieszczać światu jak
to Twój znajomy ma lepiej od Ciebie to wtedy jest to już niezdrowe.
Może lepiej jest wtedy zrobić coś w kierunku aby szczęście zawitało i u
nas? A może lepiej jest założyć maskę z bananem od ucha do ucha,
siedzieć na dupie w domu i wymyślać sobie i innym. Życie jest pełne
wyzwań, nie problemów. Problemy pojawiają się jak nie próbujemy postawić
się wyzwaniu. Wracając do rzeczywistości, ja zawsze widząc uśmiech na
twarzach cieszę się z ich szczęścia. Bo jeśli czegoś nie mamy to
jesteśmy sami sobie winni. Nie zrzucam niepowodzeń na los, on tylko
czasem podkłada nogę, ale można się podnieść i ruszyć dalej wpatrując
się mu w oczy ze słowami na ustach "Co ja nie dam rady?". Wyzwania
dodają pikanterii i smaku życiu. Problemów nie mamy nigdy, zawsze mamy
sposobność na podniesienie szpady do walki z nowym ekscytującym
wyzwaniem.
P.S. Małe sprostowanie do słów "... ja zawsze
widząc uśmiech na twarzach cieszę się z ich szczęścia..." Cieszę się gdy
są to dobrzy znajomi, wrogom życzę zawsze najgorzej. A jeśli mam
sposobność w mym wyzwaniu znajduje się punkt mówiący o tym, że jeśli
nadarzy się okazja zepsucia wrogowi życia należy ją przemyśleć i
wykorzystać jeśli w żaden sposób nie zagrozi naszym interesom i sferom
prywatnym naszego życia.
P.P.S Powinienem zrobić zbiór własnych wartości i okazałoby się jak mało jestem wart. Trudno, nie wybaczam poważnych przewinień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz